Zielone oazy w środku miasta, czy rozgrzane centrum?

Betonoza – termin stworzony przez rzeczywistość.

W tej chwili prawie każdy z nas spotkał się z określeniem betonoza. Może jeszcze słownik języka polskiego nie wpisał tego terminu, ale gwarantujemy, że w pewnym momencie będzie to słowo powszechnie używane, nawet poza językiem potocznym. Dlaczego? Ponieważ betonoza to bardzo trafna nazywa zjawiska, które od kilku lat „męczy” nasze miasta i miasteczka.

W telewizji, Internecie, na stronach z memami szczególnie latem pojawia się wysyp informacji na temat tego, jak kiedyś piękny plac, czy centrum miasta otoczone zielenią, stało się swoistą, wylaną betonem patelnią. W upały zamiast móc schronić się pod drzewem mieszkańcy otrzymują kurtyny wodne dla ochłody… Czy to, aby nie paradoks? Wycinamy drzewa dające cień po to, aby później rozprawiać nad tym, jak bardzo potrzeba nam w tym miejscu powiewu chłodu.

Co z tą ekologią?

Grzmimy z mediów i nie tylko o tym, jak to wszyscy dążą do ochrony i wsparcia środowiska. Tworzymy kolejne rezerwaty, realizujemy projekty i.… uprawiamy hipokryzję lub by nie rzucać aż tak mocnymi słowami – greenwashing. Nawet dla dziecka logicznym jest fakt, że wycięcie zdrowych drzew, żeby zalać centrum miasta betonem, koło ekologii nigdy nie stało. Projektanci, architekci i władze miejskie zezwalające na tego typu postępowanie, powinny dwa razy się zastanowić nad tym, czy modernizacja placów i centrów poprzez zmniejszenie ilości zieleni, jest mądra i odpowiedzialna. Zarówno w kwestii życia mieszkańców, jak i środowiska.

Jak się zmienia życie w mieście bez zieleni?

Nagrzane, betonowe place w miastach, to także kolejny cios w odpowiedzialne ekologicznie życie. W przypadku szpaleru drzew, takiego jak jeszcze niedawno znajdowały się na większości placów w każdym mieście, temperatura miejscowo może być nawet o 15(!) stopni niższa niż w przypadku ich braku. Oznacza to nie tylko dużo większy komfort mieszkańców, ale też mniejsze potrzeby używania takich urządzeń, jak klimatyzatory, a także wody do wyżej wspomnianych kurtyn.

Kolejna sprawa to ekosystemy miejskie, które także cierpią bez drzew. Nie ukrywajmy, że wiele ptaków i owadów jest już stałym elementem miejskiego środowiska. Pozbawienie ich możliwości ochrony, jakie dają im drzewa, to tak naprawdę pozbawienie także siebie pewnych udogodnień. Przykładem mogą być choćby tnące latem nawet w miastach komary, których byłoby o wiele mniej, gdyby dać odpowiednie miejsce do egzystencji ptakom. A może powinniśmy powiedzieć – gdyby nie zabierać im dotychczasowych możliwości.

Czy zmienimy to według niektórych „nowoczesne” podejście do modernizacji miast? Raczej tak, już teraz, choćby ironia i humor w Internecie bezlitośnie wytyka tego typu błędy twórcom. A od tego już pierwszy krok ku poprawie myślenia.